Mercedes – przekręcony licznik. I to jak zuchwale…ale w sumie rynek tego oczekuje i niejako wymaga od handlarzy cofania przebiegów

Myślisz o zakupie samochodu używanego – jakie jest podstawowe kryterium, jakie przyjmujesz idąc do sprzedawcy? Na pewno nie jest to kolor lakieru, czy wzór tapicerki. Kluczowy jest stan techniczny pojazdu, bo w końcu nie po to kupujemy tańsze, używane auto, aby później wrzucać do niego ciągle jak do skarbonki. A w świadomości dużej części Polaków o stopniu zużycia samochodu wciąż decyduje przebieg. I ciągnie to za sobą takie historie, jak opisywanego Mercedesa E220 W124.

Idealny przebieg trochę starszego samochodu wystawionego na sprzedaż w Polsce to 170 000 kilometrów. Bez względu na jego wiek (10 czy 25 lat), pochodzenie, czy model. I o ile w samochodzie sportowym jest możliwe, że właściciel trzymał go „pod kocem”, jakby to powiedział Typowy Mirek, i przejechał przez kilkanaście lat mniej niż 200 000 kilometrów, to w pewnych samochodach, kupowanych typowo do jazdy na długie trasy – jest to mało prawdopodobne. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale takie raczej nie lądują na OtoMoto, czy Allegro, tylko są rozprowadzane wśród rodzin, albo znajomych handlarzy.

Mercedes W124 to przedstawiciel generacji samochodów, które uchodzą za niemal niezniszczalne. Takie, które mogą zrobić pół miliona kilometrów i dopiero się „docierają”. A mimo to liczniki są w nich kręcone równie ochoczo przez handlarzy, jak w innych autach. Czasami zdarzają się drobne korekty, a czasami „trochę” większe, jak w samochodzie poniżej.

Mercedes W124 E220 wystawiony na sprzedaż

Na ogłoszeniu w OtoMoto ten 21-letni samochód ma przejechane tylko 141 000 kilometrów. Daje to 6714 kilometrów przejeżdżanych rocznie, 600 kilometrów miesięcznie.

Rzut okiem na historię pojazdu w kraju, w którym pierwotnie był zarejestrowany – Danii wskazuje, że przebieg jest…niemal 3 razy większy i wynosi 380 000. Oszustwo jest ewidentne, jednak warto zastanowić się czemu tak jest. Najprostsza odpowiedź – bo tego oczekuje rynek. Niestety.

Kiedyś czytałem AMA z handlarzem samochodów. Otwarcie mówił on, że kręci liczniki, bo inaczej po prostu nie da się w tym biznesie utrzymać. Ludzie patrzą na przebieg i gdy widzą większy niż 250 000-300 000 kilometrów po prostu szukają dalej, bez względu na to, czy samochód jest w dobrym stanie, czy złym.

Na giełdzie samochodowej trzeba bardzo uważać na pozorne okazje

A przecież przebieg o niczym nie świadczy. Porównajmy sobie dwa samochody. Jeden, który przejechał 320 000 kilometrów po niemieckich autostradach, bo dbający właściciel dostał go jako samochód służbowy i jeździł nim w długie delegacje. Firma płaciła za przeglądy i naprawy w ASO. Drugi samochód ma tyle samo lat i przebieg 107 000 kilometrów. Posiadał go mieszkaniec Wałbrzycha, który jeździł nim po okolicznych drogach (mam nadzieję, że żadnego mieszkańca Wałbrzycha nie urażam – po prostu przejeżdżałem kiedyś przez niego i do dzisiaj pamiętam ja, a jak sądzę również zawieszenie mojego samochodu, tę przejażdżkę), miał ciężką nogę, cisnął samochód zaraz po odpaleniu w zimie, dawał samochód do jazdy też swojemu dziecku, które świeżo zdało kurs na prawo jazdy.

Trzy razy większy przebieg takiego samochodu nie odzwierciedla stanu obu samochodów.  Ja znając te dwie historie zainwestowałbym w auto z większym przebiegiem. Musiałbym jednak oczekiwać uczciwego postawienia sprawy przez sprzedawcę – auto ma duży przebieg, ale jest dobrze utrzymane. Wtedy sytuacja byłaby jasna. Niestety rzeczywistość jest zupełnie inna, a cofanie liczników to smutny standard naszego rynku. I nic nie wskazuje na to, aby coś miało się w tym temacie zmienić. Możliwości kontroli są małe, a zyski ze zmniejszenia przebiegu duże.

Podczas zakupu trzeba po prostu mieć chłodną głowę i nie pozwalać się jej „zagotować” na widok, wydawałoby się idealnej okazji, która taka idealna wcale nie musi być…

Najnowsze teksty

Hyundai Tucson 1.6 230 KM Hybrid Executive – TEST

Nowy Hyundai Tucson pojawił się na rynku w 2020 roku i wiele osób zaskoczył swoim wyglądem, który był wyraźnie...