Jaki samochód kupić – mniejszy i lepiej wyposażony, czy większy słabiej?

Kupno nowego samochodu to dla praktycznie każdej osoby duże przeżycie. Obojętnie czy mamy do wydania kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych, chcemy nabyć pojazd najlepszy z możliwych w danym pułapie cenowym. Wtedy rodzi się dylemat – czy kupić mniejsze auto, ale na totalnym wypasie, czy też za podobną kwotę nabyć samochód pozycjonowany o klasę wyżej, ale w biedniejszej wersji. Postaram się pomóc w odpowiedzi na pytanie, co warto w takiej sytuacji zrobić.

Zrobię to opierając się na swoim doświadczeniu, które zdobyłem testując w ostatnich latach kilkadziesiąt różnych samochodów – często w najbogatszych wersjach wyposażeniowych dostępnych dla danego modelu. Tak wypasionych, że bez problemu przebijających ceną większe auta, znajdujące się wyżej w hierarchii danego producenta.

Volkswagen Golf Highline 2016 - tył

Dla lepszego zobrazowania tej kwestii podam przykład Renault. Testując Clio Grandtour GT okazało się, że to kombi oparte o mały samochód z segmentu B, było o niemal 20 000 zł droższe, niż podstawowa wersja większego Megane. U każdego producenta można odtworzyć ten scenariusz. Wynika to z faktu, że obecnie w samochodach mamy do dyspozycji coraz większą ilość gadżetów technologicznych. Kiedyś lista dodatków składała się z klimatyzacji czy centralnego zamka – obecnie może zawierać kilkadziesiąt pozycji. I wcale nie mówię tutaj o producentach z klasy premium, którzy żyją praktycznie z długiej i drogiej liczby opcji.

Po co jest cena minimalna

Dlatego obecnie auta w wersji bazowej warto traktować jako pewien szkielet. Manekina, którego dopiero trzeba odpowiednio ubrać. Producenci w reklamach kuszą niskimi cenami swoich samochodów, wspominając od jakiej kwoty można kupić dany  model. Nie ma co im się dziwić, ponieważ zaintrygowany takim komunikatem reklamowym klient z większym prawdopodobieństwem uda się do salonu. A to już połowa sukcesu, bo pierwszy krok na drodze do kupna został poczyniony.

Suzuki Vitara - nowa generacja

Przez to przeglądając większość katalogów i porównując wersje wyposażeniowe zazwyczaj można zaobserwować jeden schemat. Najbiedniejsza wersja ma cenę taką, żeby dobrze wyglądała w reklamie, co skutkuje nieraz naprawdę nieprzystającymi do dzisiejszych realiów technologicznych brakami w wyposażeniu. Poziom wyposażenia „+1” jest pierwszą rozsądną opcją, od której praktycznie powinien startować cennik. Później, z różną intensywnością, wchodzą dodatki, które można zaliczyć do grupy „fajnie mieć, ale da się bez nich żyć”.

Co zyskujemy doposażając samochód

Najbardziej rzucającą się w oczy kwestią jest wygląd. Wracając do przytaczanego wyżej Renault Clio Grandtour GT – w najbogatszej wersji wyglądał on naprawdę rewelacyjnie. Sportowy pakiet stylistyczny, charakterystyczny lakier, felgi o ciekawym wzorze. Żadne Megane w tym pułapie cenowym nie zapewniłoby właścicielowi takiego wyróżnienia się na ulicy. I znowu tę sytuację można odnieść do praktycznie wszystkich innych producentów.

Renault Clio Grandtour GT

Trochę inaczej sprawa wygląda w przypadku wyposażenia, ponieważ im wyżej pozycjonowane auto, tym więcej dodatków obecnych jest bez dopłat. Za to, co np. w modelu z segmentu C musimy dopłacić ekstra, w modelu z segmentu D dostępne jest w standardzie. Podobnie jest z silnikami, gdzie nieraz najmocniejsze jednostki z niższych w hierarchii modeli, są w tych wyższych jednymi z bazowych silników. Różni producenci różnie tworzą swoje cenniki, więc tutaj dla każdego z osobna trzeba przeanalizować gdzie dostajemy więcej.

Co kupić?

Odpowiedzi udzielić musi sobie każdy, kto myśli o nowym samochodzie. Jeśli ktoś chce zaszaleć i mieć auto, które konfiguruje tak jak chce, dodać mu najbardziej efektowne felgi, skórę czy inne dodatki – po prostu nie iść na kompromisy – to lepiej jest zainwestować w auto niżej pozycjonowane, ale na wypasie. Jeśli ktoś zakup samochodu traktuje bardziej na chłodno, to często zakup wyższego w ofercie modelu, nawet z mniej bogatą listą dodatków okaże się lepszym rozwiązaniem.

Skoda Octavia Scout w nadwoziu kombi

Ja kupując auto przede wszystkim kierowałbym się zasadą, żeby nie brać najbiedniejszej wersji, bo w końcu braki w wyposażeniu zaczną być odczuwalne. Jeśli model „niższy” w satysfakcjonującej nas wersji zrównuje się cenowo ze średnio wyposażonym modelem „wyższym” – brałbym ten wyżej pozycjonowany. Jeśli jednak jest inaczej i np. auto z segmentu B w wymarzonej wersji kosztuje wciąż mniej, niż podstawowa wersja auta z segmentu C (w przykładzie pomijam kwestię potrzebnej nam przestronności) – to brałbym segment B.

Motoryzacja oferuje nam obecnie zbyt wiele fajnych udogodnień, by rezygnować z nich bez naprawdę poważnego powodu.

4 KOMENTARZE

  1. Ja bym brał większe auto z mniejszym wyposażeniem. Większe auta (przeważnie) mają lepsze zawieszenie (są wygodniejsze na dłuższe trasy), sporo lepsze wyciszenie. Dla mnie to są dwa najważniejsze aspekty przy wyborze auta. Reszta gadżetów ma dużo mniejsze znaczenie. W 99% przypadków standardowe wyposażenie zaspakaja moje potrzeby ponad miarę.

    • Wg takiej zasady ja zdecydowałem się na Volvo. Wolałem większy, choć bez wodotrysków. Aczkolwiek wyposażenie standardowe spełniło oczekiwania. Wybrałem XC60, mimo, że rozważałem jeszcze X3 i Q5, ale tu już musiałbym sporo dopłacić.

Najnowsze teksty

Hyundai i10 1.0 T-GDI 100 KM N-Line – TEST

Coraz mniej można spotkać na rynku małych, typowo miejskich hatchbacków. Na placu boju pozostaje jednak wciąż Hyundai i jego...