Otwieranie maski w nowym Renault Twingo (2014) – idealny przykład jak nie należy projektować samochodu

W samochodach coraz mniej rzeczy możemy zrobić sami. Jednak niektórych granic lepiej nie przekraczać… o czym nie wszyscy wiedzą. Na przykład Renault, które w nowym modelu Twingo nieźle zaszalało jeśli chodzi o ograniczenie dostępu użytkownikom samochodu do silnika. Co dokładnie zrobiło?

3 generacja Renault Twingo (2014) naprawdę się francuzom udała. Miałem okazję jeździć przez parę dni tym autem z silnikiem 0,9 TCe i muszę powiedzieć, że rzadko który mniejszy samochód daje tak wiele frajdy z jazdy – nowe Twingo jest zrywne i rewelacyjnie się prowadzi. Jednak jest w nim jedna rzecz, która sprawia, że zdyskwalifikowałbym je gdybym zastanawiał się nad kupnem samochodu tego typu.

Dostęp do silnika

To jest największa bolączka nowego Renault Twingo. Bardzo ciekawym zabiegiem projektantów było przeniesienie jednostki napędowej do tyłu, pod podłogę bagażnika. To między innymi dzięki temu mały mieszczuch Renault jest tak przyjemnym samochodem do jazdy (a i dźwięk jednostki napędowej dobiegający zza naszych pleców jest bardzo ciekawym doznaniem), jednak przełożyło się to na ograniczenie możliwości ingerencji w silnik.

Silnik w III geeneracji Renault Twingo umieszczony jest z tyłu

Aby się do niego dobrać trzeba zdjąć osłonę termiczną, będącą jednocześnie podłogą bagażnika, a później zdemontować kolejną metalową osłonę. Jest to znacznie trudniejsze niż pociągnięcie dźwigni w kabinie i podniesienie maski, ale można to przeżyć. Silnika w końcu nie trzeba oglądać codziennie.

Jednostka napędowa jest z tyłu, ale dostęp do płynów eksploatacyjnych jest już z przodu. Wydaje się więc, że problemu z tym być nie powinno, bo przecież wystarczy podnieć maskę… i tutaj właśnie konstruktorzy Twingo przygotowali niespodziankę, ponieważ w Twingo nie da się jej podnieść w sposób tradycyjny. Jedyny sposób to zdjęcie dwóch osłon, zwolnienie zamków kluczykiem, a następnie demontaż całej maski.

Renault Twingo 3 generacji - otwieranie maski wcale nie jest w nim łatwe

Operacja, która jest iście dramatycznie niepraktyczna, zwłaszcza w sytuacji kryzysowej, gdy np. skończył się nam płyn do spryskiwaczy w nocy, w zimie, w trakcie opadów śniegu. Wtedy prosta czynność zmienia się w katorgę, która w najlepszym wypadku sprawi, że solidnie zmarzniemy, a w najgorszym, że pokaleczymy sobie ręce i porysujemy karoserię.

Mam nadzieję, że to tylko jednorazowy wypadek przy pracy i w przypadku kolejnych samochodów Renault wszystko będzie tak jak trzeba. Rozumiem, że producenci mogą ograniczać dostęp do swoich silników. Nie pochwalam tego, ale rozumiem. Jednak ograniczanie dostępu do płynów eksploatacyjnych… ta granica nie powinna być przekraczana.

3 KOMENTARZE

Najnowsze teksty

Volvo XC40 Recharge Twin Engine – TEST

Volvo XC40 Recharge to pierwszy, w pełni elektryczny model Volvo, który jednak bazuje na spalinowym SUV-ie tego producenta. Zastosowany...